Komentarze: 4
Pośród okruchów drobnych
Nie szukam rzeczywistości – stwarzam ją sam...
Pochylam się pod ciężarem własnego istnienia
Wydrążony przez niepewność od wewnątrz jak spróchniały drzewa pień
W dziwactwach codzienności – odsunięty od światła
Zepchnięty w cień cienia
Smagany przez wiatry przeciwności
Pochylam się z drżeniem...
Odnajduję na ziemi szczątki tego, co kiedyś stanowiło moją twarz
Zanurzam dłonie we krwi cieknącej z wielu żywych ran
Słodka woń przelanej krwi obezwładnia mnie
Chyba rzeczywiście upłynęło wiele lat
Nie pamiętam rysów twarzy w snach pojawiających się
Zapominałem tego, po czym często płyną łzy
Pośród okruchów drobnych
Jak po przebudzeniu się z długiego snu
Wysiłkiem woli zapamiętując jego treść
Staram się odnaleźć w tym sens
Nocami błądzę po bezkresach istnienia
Zapuszczam się coraz głębiej i głębiej
Grzęznąc w żółtym błocie blasku księżyca
Staram się uchwycić coś trwałego
Opadając w czerń nocy staram się znowu i znowu...
Z księżycem wchodzę w spór
Mimo to chcę i mogę trwać
Objęci możemy unieść cały świat...
Każda nowa myśl zwilżona wspomnieniami...
Pamiętam dzień
Kolorowej beztroski w spojrzeniach gwiazd
W oku błysnęła jedna łza na szczęście...
Na szczęście tylko jedna
Odeszła w zapomnienie ponad wszystko ukochana
Bez nadziei, bez przebaczenia, bez powrotu
Ukochana z daleka we wspomnieniach
Kiedy wreszcie wyludnią się miasta przygnębienia
Więdnące w smutku wraz z innymi miastami
Odejdą mieszkańcy kraju łez i wiem, że nadejdzie ten czas
Kiedy przeminą martwe twarze zastygłe w smutku dni
Nadejdzie dzień...
W którym ktoś szalony zaufa słowom poety
Nadejdzie dzień...
Kiedy poskładam szczątki tego, co kiedyś stanowiło moją twarz
Nadejdzie dzień...
BLOODFLOWERS